Ziemia Pszemka
Uśmiechem zdobywać świat

Urodzinowe przyjęcie☼✯

Wydawać by się mogło, że takie chwile zapamiętuje się do końca życia. Spotkanie w gronie rodzinnym, alkohol lejący się litrami i piękne wspomnienia to czynniki, które mają sprawić, że taki dzień nie przeminie z wiatrem. No, ale przedemną przecież jeszcze wiele lat życia (o ile wcześniej nie zginę postrzelony przez Islamistów czy przejechany tirem na polskiej autostradzie), będę miał wiele piękniejszych chwil (w co wątpię), więc pi#rdolenie, że taki dzień powinien zapaść mi w pamięć jest czystą poezją i poetyckim wersikiem, który ma nadać większą wartość takim wydarzeniom.
Prawda jest brutalniejsza. Dzień moich 18stych urodzin przeciekł mi przez palce, zleciał szybko jak wszystkie inne dni i niewiele z niego pamiętam. I choć można pomyśleć, że człowiek z chęcią powspomina tamten dzień, to jednak życie tak szybko brnie do przodu i tyle nowych spraw spada mi na mordę, że z niechęcią siadłem do pisania dzisiejszego artykułu. Ale no cóż... Napstrykałem zdjęć, pasowałoby się nimi z wami podzielić, czyż nie?

Dotyk Boga

Dzień zaczął się brutalną pobudką. Jeśli pamiętacie artykuł o ,,Byciu dorosłym", to aby godnie przeżyć pierwszy dzień dorosłości, rodzice ubłagali u wikarego mszę dla mnie, mimo iż był on świadomy, że nic ona nie da. By wstać na nudną jak rok szkolny Mszę Świetną, musiałem się wiele namęczyć, bo kołdra zdawała się kleić do mojego nagiego ciała. Aczkolwiek wstałem, ubrałem się i wysrałem i prędziutko wraz z rodzicami popędziliśmy autkiem do kościółka oddalonego raptem dwa kilometry od nas. W środku już czekała rozmodlona reszta rodziny, kilka starszych babek, które chodzą codziennie, bo myślą, że w ten sposób pójdą do nieba i ksiunc, czytający kazanie za kazaniem. Z tego co pamiętam w nabożeństwie uczestniczyło 12 osób, z czego 8 poszło przyjąć Pana Jezusa, znaczy komunię, ale mogą być to liczby zawyżone, gdyż było mniej osób i generalnie mało kto miał odwagę publicznie manifestować swoją religijność. Ja oczywiście u komunii być nie mogłem. Ale pomijając! Oprócz ,,sztucznych" uśmieszków i podań dłoni przekazujących ,,znak pokoju" i innych nudnych, wymuszonych mszalnych aspektów najbardziej uderzyły we mnie słowa księdza, który pod koniec mszy życzył mi błogosławieństwa, łask i opieki Matki Przenajświętszej. Mówiąc to zerkał na mnie co jakiś czas, oczywiste było dla niego, że to ja jestem jubilatem, mimo że mnie nie znał. W głębi duszy zapewne się cieszył, że na jego konto wpłynęło trochę pieniążków...

Dom pełen balonów

Nie zdążyłem wyjść z kościoła a już zostałem oblany urodzinową aurą. Ludzie zaczęli mnie ściskać a dziadek od strony mojej mamy zaprosił mnie do samochodu, gdzie wręczył mi dość grubo napuchnięty portfel. Nie jestem idiotą, by zdradzać ile tam było papierków, ale liczba ich wynosiła tyle, ile moich przeżytych lat. 
Gdy wszyscy dotarliśmy do domu, zaczęło się składanie życzeń, odpakowywanie prezentów i przeliczanie pieniążków. Oprócz złotych były także waluty €, $, ¢ i inne cenne nominały. Czekoladek, bombonierek i cukierków było co niemiara, balony wisiały w każdym kącie domu, grały fanfary, kolorowe reflektory migały mi po oczach a tryskające na mój tłusty pysk konfetti ukazywały moją przemęczoną od emocji twarz. Chciałem wyjść na dwór i odetchnąć. Na szczęście było to od początku w planie.

 

W dzień pisarza

Wszyscy byli już wyszykowani do wyjazdu. Podzieliliśmy się na dwa samochody i udaliśmy się w długą podróż w okolice województwa świętokrzyskiego. Mijając małe miasteczka i zadupia o dość pamiętliwych nazwach jak Bodzentyn czy Święta Katarzyna dotarliśmy do niewielkiej puszczy, która zachęciła nas swoimi leśnymi, wybrukowanymi ścieżkami do wgłębienia tajemnic tej leśnej krainy. Wędrówka była męcząca, bowiem naszym celem było zdobycie najwyższego szczytu tego województwa, jednakże po drodze mijaliśmy nadszarpnięte gryzem czasu kapliczki. Jedna z nich okazała się być postawiona jako hołd dla Stefana Żeromskiego, wiecie tego pisarza, który wbrew swemu nazwisku nie był pochodzenia romskiego. Ale urodził się w ten sam dzień co ja! 14 października, tyle że 153 lata temu. Ta wiadomość tak mnie zszokowała, że po zrobieniu dokumentacji tablicy, polazłem szybko w krzaki i oddałem parę kropel, po czym ponownie ruszyliśmy w góry.

Szczyt możliwości

Droga była łatwa do pokonania, co tam 612 metrów wysokości bezwględnej, nie takie szczyty pokonują alpiniści. Nie będę udawał, że było ciężko, bo nie było, choć mogę napisać, że im wyżej, tym więcej było wszelakich kamieni i głazów, zwanych ponoć gołoborzem. Mimo wielu afer, które powodowałem (między innymi wnerwiałem się, że zabrali krzyż) wreszczie dotarliśmy na szczyt i zaj#biście szczęśliwy pykłem sobie fotkę z moją ukochaną starszą siostrą. Ludzie cisnęli z nas niesamowitą bekę, ale my mieliśmy dystans, więc gdy tylko jakaś pani do nas podeszła, od razu wdaliśmy się w dyskusję, owocem której była wymiana emaliami, numerami telefonu, stronami internetowymi, fejsbukami i innymi pierdołami. Dzięki czemu Pszemkoland zyskał nowe grono fanów.

Familijne grono

Wycieńczeni wycieczką z nieukrywaną radością i dość dużym apetytem zasiedliśmy do jedzenia. Ślinka sama ciekła na widok ślicznie zastawionego stołu pełnego kiełbas, chlebów, pomidorów i innych zakąsek. A gdy dowiedzieliśmy się, że przyjedzie pizza niecierpliwości nie miały końca. Minuty rozmów, pałaszowania sałatek i po kilku kwadransach na stole kusiły swym zapachem dwa okrągłe, pieczone placki: pizza wegetariańska i italańska, które zostały zjedzone w równie szybkim tempie co przywiezione.
W końcu przyszedł czas na najważniejszy deser tego dnia. Na stole już płonął tort z pięknym napisem ,,18 lat Pszemka" (prawdziwe dane zmienione dla ochrony wizerunku), który dmuchnąłem i zjadłem wraz z rodziną. Czy pomyślałem życzenie? Oczywiście, że nie, bo nie jestem poganinem.
Po konsupcji tortu i innych serników, które zgotowała nam rodzina, przyszła pora na tańce.
Z głośników lały się strumieniami ,,Oczy zielone", czy ,,Przekorny los", ale nie zabrakło także zagranicznych szlagierów. Prócz zabawy przy tegorocznym hicie tego lata jakim był i wciąż będzie ,,Despacito", zostałem wkręcony do nostalgicznego tańca jakim był ,,Gangnam Style", który lada moment powinien jako trzeci na YouTube wbić 3 miliardy odsłon. W sumie nic takiego, skoro hit Fonsiego ma grubo ponad 4,3 mld, ale o tym wiecie.
Nie wiecie zapewne natomiast, że Luis wydał nową piosenkę, nie poprzestając na laurach i dobrze wykorzystując swoje 5 minut. Tak, więc następny artykuł poświęcimy jego nowej piosence a tymczasem dziękuję, że byliście ze mną i zobaczyliście jak cudownie przeżyłem dzień 18stych urodzin, który zaczął się mszą a skończył zabawami.
Zwieńczeniem wszystkiego, było pierwsze w historii Pszemkoland zdjęcie mojej rodziny w pszemkowych googlach. To było cudowne!

Na koniec zachęcam was do wbicia w poniższe linki, ogarnięcia całymi swoimi zmysłami dwudziestej galerii zdjęć na mojej stronie, która liczy 18ście zdjęć (tyle ile mam lat), podzielona jest na dwie karty (żywieniową i rodzinną), zachęcam do zostawienia punkcików pod fotkami i do zobaczenia za kilkanaście dni! 


Warte odwiedzenia:

1. Zdjęcia z imprezy
2. Rodzina w komplecie
3. Z rodziną przy stole
4. Dmuchanie tortu
5. Nowy hit Fonsiego


Z szampanem w ręku,
Rozradowany Pszemek tl 


Dodano: 19 listopada 2017, 15:10
Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja